Od paru dobrych lat mam w głowie takie oto marzenie - zobaczyć setki żurawi na noclegowisku, skąpanych we mgle i poświacie księżycowej...
No cóż, marzenia są fajne, bo można w nich bezkarnie szaleć, gorzej jak się pragnie je zrealizować. ;-)
***
Nocą wybrałam się z Warszawy nad Biebrzę i "z marszu" ruszyłam w poszukiwaniu tych niezwykłych ptaków. Nade mną migały miliony gwiazd... ech, takie nocne niebo z dala od miast jest doprawdy nadzwyczajne! :-)
Po jakimś czasie na wschodzie pojawiły się pierwsze kolory...
Na twarzy czułam lekki powiew wiatru. Wiedziałam już, że na mgły szans nie ma.
Nasłuchiwałam, czy może gdzieś z mroku usłyszę gardłowe odgłosy żurawi, ale wokół panowała cisza.
Tymczasem na niebie rozpoczął się wyjątkowy spektakl...
Wkrótce z kłębiącego się stada żurawi - mniejsze grupki zaczęły odlatywać w rożnych kierunkach... niektóre na szczęście tez i w moim :-)
Jak to bywa ze wschodem... wkrótce zaczął się kończyć, a żurawie prawie wszystkie już poleciały na żerowiska. Czas było wracać.
Ale na koniec, kiedy wydawało się, że skoro kolory na chmurach już
pogasły - niewiele się już wydarzy - na niebie zaczęło paść się wielkie stado baranków...
i choć po nieprzespanej nocy - powrót do samochodu wydawał się dziwnie długi i ciężki, to i tak to co zobaczyłam - wynagrodziło cały trud i zmęczenie :-)
A marzenie?
no cóż... może kiedyś się spełni? :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz