Wczoraj bowiem nad Warszawę i okolice nadciągnęły śniegowe chmury i nie bacząc na fakt, że wiele drzew stoi wciąż w swych kolorowych sukienkach - sypnęło bielą po całym krajobrazie...
Tak na prawdę - było paskudnie - wiało, mokry śnieg zacinał wciskając się w każdą wolną przestrzeń, a człowiek nie przyzwyczajony jeszcze do mrozu - boleśnie odczuwał owe zero stopni... ale wiadomo, że im gorsza pogoda, tym większa szansa na ciekawe zdjęcia... ;-)
Długo nie mogłam obojętnie patrzeć na to co dzieje się za oknem - trzeba było ruszyć w teren... :-)
Wybrałam się do Kampinosu, gdzie błąkając się to tu to tam w poszukiwaniu ciekawszych kadrów zjeździłam w końcu ponad 100 km (na letnich oponach ;-)) i ciemną nocą wróciłam do domu.
I na prawdę warto było tak się błąkać i marznąć choćby dla owej radości z powrotu do ciepłego mieszkania i gorącej herbaty...
polecam! :-)