Od tego czasu sóweczka (Glaucidium passerinum) zaintrygowała mnie na dobre, a kiedy jeszcze naoglądałam się przepięknych zdjęć Krzysztofa Onikijuka - spotkanie tej "ptaszyny" stało się moim marzeniem. Ale jak to z marzeniami bywa - zazwyczaj nie od razu się spełniają, więc i w tym wypadku moje pierwsze wyprawy do Puszczy Białowieskiej nie przyniosły oczekiwanych efektów.
Przyroda uczy pokory... i dobrze, bo potem tym większa radość jak coś się uda. Tak było i tym razem :-)
Pierwszą radością było usłyszenie jej charakterystycznego gwizdu, drugą zobaczenie jej maleńkiej sylwetki latającej gdzieś wysoko pomiędzy koronami puszczańskich drzew. W końcu, drugiego dnia wędrowania po lesie (praktycznie od świtu po zmierzch) spotkałam ją na tyle nisko (choć wciąż bardzo wysoko), że mając statyw, obiektyw 100-400 i do tego podwójny extender mogłam uwiecznić ją w miarę porządnie, jak pociesznie przekrzywia łebek (zapewne zastanawiając się kim jest taki dziwny stwór... o pięciu nogach ;-)).
Wygląda jak mały pluszak, a przecież jest niezłym "killerem" polującym celnie i bezgłośnie na gryzonie a nawet inne drobne ptaszki. Patrząc jednak w jej piękne oczy trudno w to wszystko uwierzyć... bo "czy te oczy mogą kłamać?"... ;-)
Jest przepiękna! Och, jakbym wycałowała po dziobie ;)))
OdpowiedzUsuńMoże i mnie podejrzewała o takie zamiary i dlatego nie chciała niżej usiąść? ;-)
UsuńŚliczności! Zdjęcia wywołują duży uśmiech na twarzy! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, bo w sumie - to chyba najważniejsze :-)
UsuńPrzecudny ten killer :-) Wygląda tak niewinnie...
OdpowiedzUsuńpozory mylą ;-)
Usuń... jak zwykle ;-)
Oczywiście... najlepszy killer to taki, który na niego nie wygląda:)
OdpowiedzUsuń:-)))
Usuń