Jeszcze pierwszego dnia udało się złapać pierwszy bieszczadzki zachód słońca - z Caryńskiej. Powrót już po ciemku, z latarką czołówką kosztował mnie wywichniętą kostkę. Nie dobrze...
Więcej o bukach napiszę jednak osobno...
Tymczasem droga przez bukowy las zaprowadziła mnie na Szeroki Wierch.
Dzień już nie był długi i wkrótce barwy w dolinach nabrały soczystej barwy, a cienie zaczęły się wydłużać...
Skoro przeżyłam Tarnicę i nocne zejście do Wołosatego - pokusiłam się o zdobycie Caryńskiej raz jeszcze - tym razem przed wschodem słońca :-)
I warto było...
Po południu - dla odmiany po Caryńskiej - podeszłam na Połoninę Wetlińską, by zajrzeć na chwilę do słynnej "Chatki Puchatka" (niestety z powodu słonecznego weekendu niezbyt sympatycznej z powodu panującego tam tłoku) i ruszyć dalej, w kierunku zachodnim - na Osadzki Wierch. Tu ludzi już prawie nie było, oprócz paru znajomych fotografów z którymi wspólnie wędrowałam :-).
I znowu - niskie słońce jak reflektor punktowy zaczęło podświetlać bohaterów bieszczadzkiej jesieni...
Doliny obserwowane z góry bardziej przypominały pejzaże z dawnych landszaftów niż realny świat...
w dali majaczyły szczyty Tatr... ciekawe, czy tam też tak wiało? ;-)
Nad Bieszczadami zabłysł księżyc...
czas wracać...
Przepiękne zdjęcia i też się zgadzam z tym, że jesień w Bieszczadach jest najpiękniejsza.
OdpowiedzUsuń...a jakby jeszcze mgiełki dopisały... mniam :-)
UsuńKasiu, zazdroszczę Ci tych widoczków. Chętnie obejrzę następne. Poszło do ulubionych...
OdpowiedzUsuńBogdan Stefański
Dzięki Bogdanie :-)
Usuńi... zapraszam :-)
Przepiękne fotografie. Zazdroszczę takich widoków. Pozdrawiam Magda.
OdpowiedzUsuńech... teraz to i ja już ich sobie samej zazdroszczę... :-)
Usuńpozdrawiam serdecznie :-)
Bieszczedy zawsze byly tymi gorami w Polsce, ktore maja w sobie wiele basniowego uroku i ta specyficzna dla nich magie wspaniale pokazalas w tej jesiennej kolekcji. Tutaj gdzie mieszkam, takimi gorami sa dla mnie Appalachy i Twoje zdjecia przypomnily mi, ze najwyzszy czas, zeby je ponownie odwiedzic :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się Rafale, że te zdjęcia motywująco wpłynęły na Ciebie :-).
UsuńZ tego co pamiętam, to jesienne barwy "Twoich gór" są jeszcze nasycone i soczyste...
Czekam zatem na Twoją relację z Apallachów... :-)
pozdrawiam serdecznie :-)
To prawda, ze jeszze w listopadzie ciesze sie kolorami w Appalachach, ale w tym roku (uzywajac Twoje slowa) huragan porwal jej kolory a wlasciwie kompletnie ograbil jesien z kolorow :-(
Usuńsmutne...
Usuńale chyba jeszcze smutniejsze, że poniekąd "powyrywał kolory z korzeniami"... :-(
Tak to wyglada bardzo smutno. Dobrze, ze w pamieci mam jesienne kolory z przeszlosci. Ich mala kolekcja jest tutaj:
Usuńhttp://goraczniak.blogspot.com/
a dokładnie tutaj: http://goraczniak.blogspot.com/2012/11/huragan-sandy.html :-)
Usuńno właśnie - te kolory były na prawdę bajeczne!
Szkoda, że Sandy tak się okrutnie rozprawiła z jesienią, a najbardziej szkoda mi tych drzew powalonych... dla nich to był już ostatnia jesień... :-(