4 rano - pobudka. Czas ruszać na południe, czyli w Karkonosze, na mini-plenerek ZPFP Okręgu Śląskiego. Za oknem chmury, ale ciepło... a raczej bardzo ciepło jak na początek października - około 20 stopni. Prawie lato...
Katowicka w przebudowie, odejście na Wrocław również zakorkowane, ale jakoś jedziemy. Przejaśnia się. We Wrocławiu znowu słońce. Kolory nasycone, ciepłe wczesnojesiennymi barwami. Koło 15 jesteśmy przy Szklarce.
Sam wodospad - po norweskich gigantach - wydaje się być śmiesznie mały, ale buki wokół budują klimat. Jest pięknie i kolorowo...
Wkrótce szarówka przemienia się w mrok...
Jest już zupełnie ciemno, kiedy z Karpacza ruszamy w górę, w kierunku domku myśliwskiego (pół godziny marszu przed Samotnią), który będzie dla nas schronieniem przez najbliższe trzy noce...
Kasiu
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia. Mnie z tego miejsca nie udało się przywieźć równie "malowniczych".
Pozdrawiam
Robert Toczewski
Odnosze wrazenie, ze duze/wysokie wodospady czesto sa mniej fotogeniczne niz te male, szczegolnie te anonimowe, ktore co najwyzej sa znane posrod lokalnych bywalcow. Dwa ostanie w tej serii chyba potwierdzaja moja obserwacje, sa one bardzo subtelne. Lagodnosc malych wodospadow uspokaja w przeciwienstwie do tych poteznych, ktore czasami wywoluja strach.
OdpowiedzUsuńRobercie - dzięki wielkie :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobały - to, że wyszły jak wyszły to przede wszystkim zasługa jesiennej aury :-)
Rafale - chyba masz rację - takie wielkie długasy są trudniejsze do uchwycenia, mają mniej wdzięku, choć z drugiej strony mają inne walory... ale o tym spróbuje napisać wkrótce w norweskim notesie ;-)
Pięknie!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyjazdu i pogody :)
OdpowiedzUsuńpogoda była co prawda trochę humorzasta, co zresztą to okazało się zaletą...
OdpowiedzUsuńo czym będzie w następnym poście :-)