Wisła nadal stała skuta lodem. I tak jak tydzień temu - tylko wąski pas nurtu pozostał odkryty. Woda parowała... najpierw ledwo zauważalnie, potem, jakby zbudzona promieniami wschodzącego słońca - buchnęła jak z imbryka :-)
Rzeka od czasu do czasu wydawała z siebie tajemnicze odgłosy Jakby coś w środku pękało... widać, że cały czas pracowała. Tam, gdzie tydzień temu "rosły" piękne lodowe róże - teraz wiodła aleja gołego prawie lodu...
Wracałam do domu może znów zmarznięta, może znów niedospana, ale na pewno szczęśliwa, że dana mi była druga szansa... na trzecią raczej nie liczę...
Kasiu cudne Twoje zdjęcia i niezwykły tu klimat. Lecę do obserwatorów :)
OdpowiedzUsuńdzięki :-) Mam nadzieję, że kolejne foto-relacje też Ci się spodobają :-) (choć sama jeszcze nie wiem jakie będą ;-))
UsuńKasiu, zdjecia sa warte odmrozenia palca, ktory naciskal spust migawki:-). Czasami dochodzi do nas wyz z Kanady, ale nie jest on tak pokazny jak ten syberysjki. Tez chcialbym tak marznac....
OdpowiedzUsuńDzięki Rafale :-)
Usuń... choć tak zupełnie odmrozić tego palca to bym nie chciała ;-). Ciężko by nim się potem działało, a choć lubię te zdjęcia, to na pewno nie uważam ich za zdjęcia życia ;-). Ale warto było pomarznąć, by to wszystko zobaczyć :-). Niestety wyże syberyjskie stały się towarem deficytowym i u nas, wiec tym bardziej jak są - trzeba łapać chwile :-).