Zima - początkowo występująca w szczątkowej wersji - tylko w górach, w drugiej połowie stycznia rozlała się na całą Polskę. Powoli, za naszą wschodnią granicą, zaczął kształtować się wielki Wyż Syberyjski przynosząc nadzieję na mróz i słońce. Póki co - trzeba było czekać... Czekaliśmy więc, spędzając ferie zimowe nietypowo, bo zamiast na południu, na nartach - w Biebrzańskim Parku Narodowym.
Wczesną wiosną można podziwiać tam malownicze rozlewiska Biebrzy i Narwi z kwitnącymi kaczeńcami, żurawie, czajki, stada gęsi zbożowych, czy gody batalionów... ptactwa tam wszelakiego rodzaju - od białych czapli po słynną małą wodniczkę. Jest co robić! A zimą?
Zimą zostaje las, a w lesie... łosie! :-)
...wszak właśnie to słynne biebrzańskie bagna stanowią największą ich ostoję w Polsce.
W przeciwieństwie do innych pór roku jest to chyba najlepszy czas do obserwacji łosi (Alces alces), kiedy niedaleko carskiej drogi stoją wśród drzew pracowicie obgryzając krzaki i drzewa ;-)
Zobaczyliśmy ich rzeczywiście sporo... a najciekawsza była wielka różnorodność takich spotkań.
Napotkane łosie nie dość, że często różniły się od siebie samym wyglądem, wzrostem, ale i zachowaniem.
Niektóre trzymały się dosyć daleko od drogi i uciekały na sam widok samochodu (nie mówiąc o popłochu, kiedy ów samochód zaczynał zwalniać), niektóre spokojnie pasły się dalej - przynajmniej pozornie ignorując naszą obecność. Najczęściej jednak odbiegały parę metrów, przystawały, przyglądając nam się spode łba przez chwilę, by potem - albo spokojnie oddalić się w głąb lasu, albo jeszcze spokojniej - żerować dalej :-)
W końcu wyż do nas zawitał, a wraz z nim mróz i słońce - czyli tak jak powinno być zawsze o tej porze roku. Niestety krótko mogliśmy się nim cieszyć, gdyż czas było wracać do domu.
ale... i tak było wesoło ;-)
----------------
...a o wyżu, mrozie... i Warszawie - w następnym poście ;-)