moja grafika, fotografia i malarstwo

...czyli trzy po trzy o sztuce ;-)

sobota, 25 grudnia 2010

Święta...

Święta Bożego Narodzenia...
na ten niezwykły czas, jak i na kolejne dni, miesiące,
z całego serca życzę wszystkim dobrego Światła...
i to nie tylko tego, co tworzy piękne zdjęcia,
ale Światła w naszych sercach, w naszym życiu...

sobota, 18 grudnia 2010

przelotem...

Przelotem... między jednym zadaniem a drugim, w biegu, w locie, w przelocie... przez życie. Jak te jemiołuszki, które zawitały u mnie na chwile, by polecieć dalej...


 
dobrze, że już wkrótce Święta... :-)

środa, 17 listopada 2010

pożegnanie jesieni

podobno się kończy...
gdzieniegdzie pada nawet już pierwszy śnieg. Jesienne kolory już od pewnego czasu pokryły ziemię odsłaniając nagość drzew. Biel śniegu wkrótce okryje je na nowo :-)
Ale zanim to nastąpi las stoi cichy i taki dziwnie pusty... jakby smutny, a może tylko listopadowo melancholijny?



W owym pustym, cichym lesie spomiędzy mocno już sfatygowanych liści wylazła... żaba! ;-)
Według mojej wiedzy - zwykła żaba trawna (Rana temporaria) - ale ile radości dla samotnego wędrowca ;-)



Razem z wrześniową rzekotką (Hyla arborea) - otworzyły nową kolekcję "jesiennych płazów" ;-)



na kolejne - przyjdzie jednak poczekać do przyszłej jesieni... :-)

poniedziałek, 25 października 2010

Stawy Milickie - krótkie spotkanie

To już chyba ostatni jesienny plener - tym razem krótki wypad do Milicza...

Stawy Milickie, położone na północ od Wrocławia, zajmują gigantyczny obszar ok.77 km². Założone jeszcze w czasach średniowiecznych przez cystersów, do dziś szczycą się wyjątkowo smacznymi karpiami. Podobnego zdania z pewnością jest wiele gatunków ptaków, które na owych stawach czują się zapewne jak w dobrej restauracji ;-). Część tutaj gniazduje, część zatrzymuje się tylko podczas wiosennych i jesiennych przelotów. Można spotkać tu zarówno orły bieliki, błotniaki stawowe, żurawie, czaple siwe i białe, gęgawy, perkozy rdzawoszyje, dwuczube, łyski, sieweczki, kropiatki - jednym słowem ponad 250 gatunków fruwającego pierza ;-). Dzięki temu, już w 1963 roku większość stawów zostało objętych ochroną ścisłą, a w 1995 roku rezerwat został wpisany na listę terenów chronionych w ramach konwencji ramsarskiej, chroniących obszary wodno-błotne. W roku 2000 znalazł się w programie Living Lakes jako jeden z 13 unikalnych obszarów wodnych na świecie.


Do Milicza dojechałam w piątek wieczorem. Całą drogę towarzyszył mi bardzo silny wiatr, który w krótkim czasie piękne, błękitne niebo zasnuł gęstymi chmurami. Straciłam nadzieje na ładny zachód słońca, ciemno zrobiło się przed czasem... nad stawami zawisła noc.

Następnego dnia - 5:20 pobudka. Szron na szybach samochodu zapowiadał mroźny, ale pogodny wschód słońca. Dlatego było jeszcze ciemno, kiedy już  się znalazłam na jednej z licznych grobli rozdzielających stawy. Rzut oka przekonał mnie, że szans na jakieś niezwykłe ptasie połowy raczej nie mam - gdzieś daleko przysiadły sieweczki, bliżej pływały kaczki krzyżówki, a nad głową przelatywały dzikie gęsi i czaple siwe...


Blisko mnie przemknął pan lis... było pięknie! :-)
Mrok rzedniał, księżyc powoli chował się za horyzont - oddając pole słońcu...

W dzień zrobiłam małą wycieczkę ścieżką przyrodniczą za Krośnicą (na południowy wschód od Milicza).
Teren rezerwatu jest bowiem bardzo rozległy, ale miejsc, gdzie można bez pozwolenia wejść - niewiele.

Październik w tych stronach to czas złocistych grobli wysadzanych dębami, brzozami i bukami


...oraz czas odłowów. W tym celu woda spuszczana jest ze stawów i zanim zostaną na nowo "nabite" wodą - wyglądają jak wielka, błotnista kałuża ;-)


Na szczęście część stawów wciąż miała wodę. Na jednym z nich dojrzałam łabędzie. Nie wzbudziły we mnie zachwytu - w końcu to ptaki, które spotyka się praktycznie na każdym jeziorze czy stawie. Dopiero dokładniejsza obserwacja ucieszyła mnie bardzo - tak, były to łabędzie - ale krzykliwe! :-)



Zachód słońca zapowiadał się równie pięknie co wschód. Postanowiłam więc wybrać się aż za Radziąc (ponad 30 km na wschód od Milicza), na dalej położone stawy, gdzie podobno była szansa spotkania dzikich gęsi i czapli białych.
Niestety, kiedy już dojeżdżałam na miejsce -  słońce schowało się za cienką warstwę chmur, zapowiadając rychłą zmianę pogody. Kolory zgasły.

I tylko księżyc na wciąż bezchmurnym wschodzie wzeszedł nad stawem, rzucając ciepłe światło na wodę i śpiące w oddali czaple białe...


Nad stawami powoli rozlała się noc.
Rano chmury i przelotne deszcze... czas powrotów.
I chociaż krótkie było to moje pierwsze spotkanie ze Stawami Milickimi, mam nadzieję, że przyjdą kolejne.
Jest to bowiem miejsce, do którego chce się wracać...

czwartek, 21 października 2010

świat wody, skał i kolorowych liści

Mała Fatra, Vratna Dolina. Pogoda szaro-bura, światło wyłączyli...
Co robić? Szumią drzewa, ale czy tylko drzewa?... pomiędzy nimi, skryty wśród złotych liści bukowych płynie strumień.
Górski potok... można się w niego zapatrzeć, zasłuchać...
I chociaż może nie jest zbyt imponujący (ot, trochę wody między kamieniami), w jesiennej sukience z kolorowych liści wygląda tajemniczo i ponętnie.



To nic, że już ciemno. Dzięki temu można ustawić długie czasy i choć na chwilę odrealnić świat wokół...

...i tak - płynąca woda zamienia się w welon panny młodej...





a liście stają się rozbitkami na bezludnej wyspie...



Świat na granicy realizmu i abstrakcji... świat poezji :-)

wtorek, 19 października 2010

jesienne kolory Małej Fatry

W ten weekend - zostawiając na północy złotą polską jesień - wybrałam się na Słowację, do Małej Fatry. Te niewysokie góry wyjątkowo pięknie wyglądają właśnie o tej porze, kiedy to stoki porośnięte bukowym lasem przebarwiają się tworząc fantastyczną barwną mozaikę poprzecinaną gdzieniegdzie białymi skałami.




Niestety, pierwsze promienie słońca, które zobaczyłam zaraz po przyjeździe - okazały się też i ostatnimi. Od tej pory nieodłącznymi towarzyszami wędrówek stały się mgły i chmury.

Na szczęście w górach nie ma złej pogody ;-)











A jak zrobiło się już zupełnie szaro-buro - można było poszukać potoku, który w jesiennym stroju wyglądał niezwykle kusząco... ale o tym, to już w kolejnym poście :-)

sobota, 9 października 2010

W poszukiwaniu "myxomycota"... czyli las pod lupą ;-)

Dwa tygodnie choroby, to trochę dużo, zwłaszcza, gdy za oknem złota polska jesień, a plenery jeden po drugim uciekają bezpowrotnie. Czas zatem szybko wrócić do lasu - choćby we wspomnieniach pochowanych w folderach pełnych zdjęć. Dziś zatem temat prosto z... szuflady ;-)
 
Najczęściej znajduje się je wśród starych, zbutwiałych kłód drewna i liści. Lubią wilgoć, ciemno i żyją na tej planecie już około półtora miliarda lat.

Myxomycota (łac.), po polsku – śluzowce. Takie, o których można by rzec „ni pies, ni wydra…” – z pozoru przypominają grzyby, ale nimi nie są, nie należą również do królestwa roślin ani zwierząt. Najbliżej im podobno do pierwotniaków. 

Na szczęście cała ta wiedza nie jest potrzebna, by móc się nimi po prostu zachwycać. Bardziej przydatna jest lupa. Są to bowiem w większości maleństwa. Piękne, ciekawe i w dodatku bardzo różnorodne zarówno w kształcie jak i kolorze. Dla niewprawnego poszukiwacza podstawową metodą odróżnienia ich od grzybów (które w swoim mikroświecie również zachwycają niezwykłą różnorodnością) jest... palec ;-) - pod  jego dotykiem prawdziwy śluzowiec zazwyczaj rozmazuje się i rozpływa lub, jeśli jest już w fazie dojrzałych zarodni, po prostu się rozsypuje. Ale nie z powodu swojej "wodnistości" ma tak mało efektowną polską nazwę. Bierze się  ona od śluźni -  jednej z form rozwoju śluzowca.


















Z owej śluźni (najczęściej koloru żółtego lub białego) formują się dopiero zarodniki.- prawdziwy konkurs piękności!

Poniżej - cząstka mojej "myxomycolekcji". Wiele z owych zdjęć to kadry - nawet do 50% (zestaw:  obiektyw macro 1:1 + komplet pierścieni pośrednich nieraz okazywał się niewystarczający). Nazwy podane obok zdjęć (polskie i łacińskie) podane są tylko orientacyjnie - istnieje bowiem wiele podobnych do siebie gatunków, których rozróżnienie nieraz opiera się nie tylko na dużej wiedzy, ale i żmudnych badaniach. Na szczęście jest to istotne tylko w pracach naukowych ;-)


Strzępek błyszczący Arcyria denudata

 Wykwit gładkościenny Fuligo leviderma

Gładysz kruchy Leocarpus fragilis

Maworek zwisły Physarium album

 Paździorek Stemonitis

Kędziorek  siedzący Trichia persimilis 

Kędziorek mylny Trichia decipiens

Zlepniczek walcowaty Tubulifera arachnoidea

Zapletka czołgaczek Hemitrichia serpula












Dużo więcej ciekawych  informacji jak i świetnych zdjęć (nawet spod mikroskopu! :-) ) na stronie wolfa – Maćka Romańskiego, właśnie dzięki któremu odkryłam owo tajemnicze piękno lasu... do oglądania pod lupą :-) : http://www.wolf-5.cyberdusk.pl/myxomycetes/index.php

wtorek, 14 września 2010

czarno-białe abstrakcje nadmorskie :-)

Już jesień, powoli zapełni się kolejna karta w aparacie, ale moje wspomnienia jeszcze krążą wśród piasków i fal Słowińskiego Parku.W wolnych chwilach zaglądam do plików jak do starej szuflady i wyciągam coraz to inne motywy, inne kadry...

Z takich poszukiwań narodziła się seria abstrakcji - pasków, kropek, maziajaów... abstrakcji stworzonych przez wiatr i wodę.

Temat - rzeka, temat, który nie może się chyba znudzić, bo polega na wyszukiwaniu coraz to innych motywów, innych faktur, wzorów....











wtorek, 31 sierpnia 2010

sztorm i jego uroki :-)

Dziś chciałabym podzielić się swoim nadmorskim największym przeżyciem...
wreszcie przeżyłam sztorm!
Może nie należał on do tych najsilniejszych, ale zawsze... :-)


Wiało boleśnie piaskiem po oczach, rękach, nogach... no i niestety sprzęcie fotograficznym również :-(




Z trudem dało się posuwać na przód i to mniej więcej z prędkością 1 km na godzinę...
od czasu do czasu czarna deszczowa chmura przelatywała nad nami waląc w nas ni to deszczem, ni gradem... a może to też był po prostu jakiś jeszcze inny rodzaj piachu? ... kto wie? ;-)

 zauroczeni potęga żywiołów szliśmy wciąż dalej...



w tej wędrówce mieliśmy bardzo miłych współtowarzyszy...


ale nie tylko były to mewy czy rybitwy...
wraz z nami wędrowały plażą również ptaki spotykane w Polsce rzadko, najczęściej tylko podczas jesiennych przelotów...
Teraz, dzielnie walcząc z silnymi podmuchami wiatru - pracowicie wyszukiwały swojej kolacji od czasu do czasu uciekając przed kolejną falą... 

były to biegusy...

rdzawe


zmienne



szlamniki




i... na deser - rzadki kamusznik :-)


***
 ... czyli nie ma to jak brzydka pogoda nad morzem! ;-)